Słowo wstępne.

Cokolwiek uda mi się na tych łamach wymodzić, traktowane ma być bezosobowo oraz jako nieofensywne a jedynie refleksyjne paplanie o wszystkim i o niczym.

niedziela, 16 maja 2010

Reklamożercy dostają niestrawności.

Reklamy telewizyjne - najwstrętniejsza i najohydniejsza forma marketingu, która (jak wszystko kreowane jedynie chęcią zysku) wykorzystuje ludzką naiwność, łatwowierność i głupotę. Oto o czym chciałem Ci dzisiaj opowiedzieć.


Siadasz przed telewizorem z zamiarem obejrzenia spoconych pleców Vina Diesla, uruchamiasz jakąkolwiek stację niepubliczną i rozkoszujesz się całymi czterema minutami filmu. Potem po prawej, całkowicie zasłaniając cycki, dajmy na to, Jordany Brewster pojawia się kretyńskie oblicze Majewskiego. Ok, spoko, tylko po chwili na dole ekranu, właśnie wtedy kiedy Vin dobija jęczącego Meksykanina, pojawia się cholerna Superniania. Na wielkim różowym pasku. Kiedy zniknie Superniania, wiesz już że przerwa reklamowa się zbliża. Oczywiście nastąpi ona w połowie wypowiadanej przez Vina kwestii (czyli między tymi dwiema sylabami) albo też zaraz na początku namiętnej sceny łóżkowej. Wszystko jedno, byle by tylko wkurzyć Cię do cna. Ale oto najlepszy kąsek: sam blok reklamowy, czy może jak w przypadku wielu telewizji, dwa lub trzy bloki pod rząd.
Obecnie możemy podzielić reklamy na dwie grupy: Pierwsza, która nas dzisiaj nie interesuje, obejmuje te nieliczne, inteligentne i dobrze zrobione reklamy. Naprawdę nie warto teraz o nich rozmawiać. Druga grupa, bardzo liczna, obejmuje reklamy, których twórcy najwyraźniej uważają odbiorców (więc także mnie i Ciebie) za ciemnych tłuków pozbawionych płatów czołowych. Tworzą więc, ci twórcy (tfurcy), reklamy pozbawione myśli przewodniej, kolorowe i hałaśliwe migawki, odwołujące się do pierwotnych instynktów przeciętnego Polaka: Tanio. Ładnie. Kolorowo. Śpiewają. Konkurs. To są wszystko te haczyki, na które dodatkowo nabija się robaka zazdrości i egocentryzmu - i reklama gotowa. Można łowić tępaków. Podnieśmy ceny o 20% a potem ogłośmy promocję - sprzedaż obniżona o VAT. Starą szynkę umyjmy Ludwikiem i wyłóżmy taniej - sprzeda się natychmiast. Bo nie dość że tania to jeszcze ładnie pachnie cytrynką. Przy kasach w marketach wystawmy milion drobiazgów, które podczas dwunastoletniego z reguły czekania w kolejce nasze dzieci będą pakować do koszyka, aż jego małe kółeczka pozostawią bruzdy w paskudnej, wypaćkanej posadzce. Marketing. Obrzydliwy. A marketing w encyklopedycznej definicji powinien wyglądać mniej więcej tak: "sposób pokazania Ci, jak głupi potrafisz być, tak, byś jeszcze był za to wdzięczny".
Wróćmy jednak do reklam srebrnoekranowych. Wyobraź sobie, jakim ciemniakiem jesteś w oczach twórców spotów reklamowych. Ci goście są przekonani, że uwierzysz, że co drugi kupon wygrywa. Są pewni siebie, produkując nagranie, na którym matka rozsmarowuje na kanapce dla swojego dziecka gadającą margarynę, by potem wraz z Panem Properem wymyć wychodek. Wiedzą, że społeczeństwo łyknie bez trudu informacje o aktywnych molekułach srebra albo o żywym DNA w szamponie do włosów. Szamponie, produkowanym pewnie w Malezji przez ośmioletnie dzieci. O właśnie, wymieniłem już dwie wkurzające cechy spotów reklamowych. Pierwsza, czyli niepohamowane i żywiołowe kretyństwo, produkuje takie wynalazki jak gadające warzywa, margaryny czy tyłki. Druga, która mnie osobiście najbardziej wkurza, to jednocześnie najwyraźniejszy sposób pokazania, jakie wyobrażenie o nas, odbiorcach, mają reklamotwórcy. Chodzi mianowicie o pseudonaukowy język i paranaukowe scenografie, jakie towarzyszą reklamom wszelkiej maści leków, kosmetyków i maści. Oto dwóch klientów w białych kitlach opowiada nam o składzie antyperspirantu. Aktywne molekuły (zwróć uwagę że każde słowo to wytrych), które powstały w laboratoriach to absolutna innowacja. Cząsteczki srebra blokują każdą kroplę Twojego wstrętnego potu, dodatkowo nie zostawiając białych plam. Innowacja. Receptura. Badania. Naukowcy. Szwajcaria. Pranie mózgu. Cząsteczki. Aniony. Jony. Twoja szyszynka się topi. Mechanizmy. Formuła. Laboratoria. Wysiadają mechanizmy obronne. Idziesz do marketu i kupujesz szampon, który może i jest srebrny i ma ładną butelkę i się fajnie pieni, ale za to w myciu włosów jest równie skuteczny co glebogryzarka.
Nadszedł czas na wspomnienie trzeciego, nieodłącznego, elementu kretyńskich reklam. Śpiewający facet. Pomijam już śpiewającą kobietę, która i tak już jest tragiczna. Tymczasem jakiś facet jęczy o czekoladzie, powodując tym absolutną i natychmiastową awersję do wszystkiego, co kiedykolwiek miało cokolwiek wspólnego z kakao. Facet śpiewa o jogurtach w taki sposób, że pragniesz podpalić widoczne na ekranie dzieci. Bo ten facet nie tylko śpiewa. On śpiewa wysokim, ultrapedalskim (wybacz określenie) głosem. Kiedyś, gdy przejmę władzę, zostanie on odnaleziony i pozbawiony możliwości wydawania jakichkolwiek dźwięków. Bo przy nim nawet Kujawianki śpiewające o oleju wypadają nie najgorzej. I szczerze mówiąc, nie mam pojęcia do którego z pierwotnych, ludzkich instynktów odwołuje się ten śpiew. Może chodzi o to, że w głębi duszy wszyscy jesteśmy (znów wybacz określenie) pedałami?
Ostatnio, będąc w kinie, zobaczyłem (raczej jedynie usłyszałem) najgorszą reklamę wszech czasów. Czarny ekran, a w tle rozlega się odgłos dwóch idiotek, które wytrwale coś przeżuwają. Mlaskają, zasysają i wydają dźwięki, których po prostu nie powinno się puszczać widowni, czy to w kinie, czy to w domach. To przykład na to, że reklamy przekraczają coraz to nowe granice. Widzieliśmy już srające dzieci i kobiety, które nie trzymają moczu. Widzieliśmy tyłki z hemoroidami i w kapeluszach oraz animacje działania leków na prostatę. Po przekroczeniu granicy głupoty pora na szturm na granicę dobrego smaku. A tego już nie zniesę.

Zastanawiam się teraz nad całym problemem i dochodzę do strasznego wniosku. To nie do końca jest tak, że twórcy spotów reklamowych uważają nas za ciemne, bezrozumne masy. No, może po części tak, ale na pewno nie to kształtuje obraz współczesnej reklamy telewizyjnej. Tak, widzę że już domyślasz się strasznej prawdy. To popyt rodzi podaż. Reklamy są produkowane jak dla idiotów, bo są w istocie produkowane dla idiotów. Gdyby przeciętny, uśredniony Polak miał odrobinę więcej oleju w głowie, może nie kupowałby wszystkiego, co zobaczył w telewizji na kolorowym tle i z Kupichą śpiewającym na dachu. Może uznałby że należy bojkotować produkty i marki, których reklamy prezentują żenujący poziom. Może wtedy przestalibyśmy w tak nieuchronny sposób zbliżać się do społeczeństwa Amerykańskiego, dla przykładu.

Ja sam od dłuższego już czasu staram się bojkotować, to jest nie kupować, nie korzystać, nie popularyzować. Póki co nawet mi się to udaje - może dlatego, że nie wszystkie reklamy są do dupy. Więc upatrujmy w tym jakiejś nadziei na lepszą przyszłość między programami w telewizji. Dzięki, że udało Ci się dotrwać do końca tego posta.

3 komentarze:

  1. "Tymczasem jakiś facet jęczy o czekoladzie, powodując tym absolutną i natychmiastową awersję do wszystkiego, co kiedykolwiek miało cokolwiek wspólnego z kakao."
    Po "wszystkiego" dałbym kropkę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Niezdrowe skojarzenia. No chyba, że współdzielisz moją awersję w potężniejszej, bo ogólnej wobec całego Świata, postaci.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ech, gdyby wszyscy tak bardzo emocjonowali się głupotą otaczającego nas świata to już dawno byśmy ześwirowali.
    Reklamę (i telewizję w ogóle) mamy taką jaką zrozumie większość oglądających. A że poziom zrozumienia jest baaardzo niski to i reklam ambitnych ciężko się doszukać. Ale przecież we wszystkim można znaleźć pozytywy - jest czas na zrobienie kanapki, wyciągnięcie piwka, a przy niektórych blokach nawet prysznic... Aaaa, jest jeszcze jedno wyjście - nie oglądać tego chłamu zwanego telewizją...

    OdpowiedzUsuń