Słowo wstępne.

Cokolwiek uda mi się na tych łamach wymodzić, traktowane ma być bezosobowo oraz jako nieofensywne a jedynie refleksyjne paplanie o wszystkim i o niczym.

wtorek, 4 maja 2010

Szał marketów.

Market. Słowo znienawidzone przez moją osobę od zarania umiejętności poznawczych. A najgorszym, najpaskudniejszym przykładem marketu, jaki ośmielił się kiedykolwiek skalać tereny mojego osiedla, jest oczywiście p**o market, którego dla ułatwienia nazywał będę golf marketem. A oto jego skrócona historia: Jakiś już czas temu na naszym osiedlu zamknięciu uległo ABC, które wtedy już miało kultową, wyrobioną markę i jednoznacznie kojarzone było ze swojskim zapachem nieświeżego nabiału. W jego miejscu, po solidnym remoncie, otwarł się golf market - dobre wrażenie na starcie.



Jak to jest, że absolutnie zawsze, w dowolnej sekundzie pracy sklepu, wszystkie terminale obsługujące karty płatnicze są gotowe zaciąć się i odmówić współpracy? Oczywiście mam pewną hipotezę - terminale mają już dość ćwoków, którzy wyskoczyli na chwilę z bloku po zakupy i za gazetę i papierosy chcą płacić kartą. Płatność rzędu pięciu złotówek (równowartość około 55,19 ฿ czyli po prostu 55 Batów Tajlandzkich  i 19 Satangów) zajmuje w związku z tym, wliczając obowiązkową awarię pięciu terminali, około czternastu lat. Zmarszczki na twarzy kasjerki przybierają w takiej sytuacji kształt znany z wyświetlaczy morskich echosonarów, a pozostali klienci stojący w dwudziestometrowej kolejce, miast natychmiast podpalić uszy delikwentowi, stoją i dłubią w nosie.
Wróćmy jednak do uroków sklepu. Musze tu nadmienić, że mocną stroną golf marketu są wędliny - zawsze błyszczące i śliskie w dotyku. Swąd, jaki roznosi się nad stoiskiem z wędlinami gdzieś w geograficznym obszarze napojów łączy się z nadciągającą znad nabiału cierpką wonią serwatki, tworząc coś, co mogłoby zostać nazwane "zapachem" jedynie przez kogoś, kto wychował się w gigantycznej skarpecie. Wybaczcie tak złożone zdanie.
Teraz moje pytanie do Pana Właściciela golf marketu. Czemuż, ach, czemuż wydałeś tak ciężkie pieniądze na pięć bodajże kas sklepowych, skoro zatrudniasz tylko jedną kasjerkę? Czyżbyś wierzył w jakąś ufizycznioną formę schizofrenii, która pozwoliłaby za jedną minimalną pensję obsadzić wszystkie kasy? Tak dobrze nie jest, powiem więcej: jest źle. Bo rzeczona kasjerka na pewno nie znajdzie się w książce "Uprzejme osoby" Barnaby. Na każde pytanie odpowiada niezrozumiałym warknięciem a gdyby jej spojrzenie mogło ranić, już dawno nasze osiedle roiłoby się od kalek wyglądających jak ofiary pierwszej wojny. Dodatkowo, z powodu wrodzonej nieuprzejmości kasjerka owa niezdolna jest do jakiejkolwiek współpracy, wliczając w to rozmienienie drobnych, kiedy potrzebna jest złotówka do wózka. Zabawne, zatrudniając taką ofiarę losu, właściciel sklepu nie tylko nie zanotuje wzrostu sprzedaży, a nawet może odnotować jej spadek, bo nikt nie będzie mógł nawet wziąć sobie wózka. A w kolejce i tak czeka śmierć z nudów i odwodnienia. Wydawać by się mogło, że ta kobieta nienawidzi wszystkich klientów z jednego, uniwersalnego powodu: ona jest kasjerką a oni klientami. Prosty wywód, ale nic nie dzieje się bez powodu. Gdyby ta Pani miała doktorat z fizyki nuklearnej na pewno (no, prawie na pewno) nie musiałaby osiem godzin dziennie przesuwać ogórków i masła nad wiązką czerwonego światła. Każdy robi to, do czego się nadaje i na co sobie wcześniej zapracował. Narody krajów zachodnich pojęły tę prostą zasadę i nie ma tam takich sytuacji. Choćby ktoś był tam zamiataczem parkingów albo czyścicielem kanałów burzowych, nie pluje na wszystkich przechodniów tylko dlatego, że być może oni zarabiają więcej. Albo mają ładniejszy kombinezon roboczy.
I znowu odbiegłem od golf marketu. A tymczasem mam taką oto ciekawostkę: jest to jedyny na Świecie sklep, przy którym znajduję się stanowisko parkingowe dla... Katamaranu! Jakby ktoś nie wiedział co to jest taki katamaran - link. Otóż na środku tego miejsca znajduje się drzewo, które idealnie mieści się między dwoma kadłubami katamaranu.

Ogólnie od około roku bojkotuję ten sklep. Nie dlatego, że uważam się za jedynego potencjalnego klienta na osiedlu, którego nieobecność spowoduje natychmiastowe bankructwo golfa. Po prostu nie mam nerwów. A tymczasem już od tygodnia zamknięty jest sklep warzywny, który naprawdę lubię i w którym każdy klient traktowany jest jak człowiek. Ironia, bo golf market prosperuje świetnie.

2 komentarze:

  1. Haha, byłem tam ostatnio, był nowy kasjer, działały naraz dwie kasy plus ta przy monopolowym. A co do nowego kasjera, to chyba po raz pierwszy byłem świadkiem strajku włoskiego. Liczył pieniądze po 3 razy.
    -I poproszę jeszcze siatkę.
    -Dużą czy małą?
    -Dużą.
    -Nie ma dużych.
    Więc po co pytał, pomyślał Stirlitz.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dwie kasy plus monopol to wynik dla tego miejsca rekordowy. Trzeba było poprosić tego kasjera o autograf, nieprędko może się podobna sytuacja powtórzyć.

    OdpowiedzUsuń