Słowo wstępne.

Cokolwiek uda mi się na tych łamach wymodzić, traktowane ma być bezosobowo oraz jako nieofensywne a jedynie refleksyjne paplanie o wszystkim i o niczym.

wtorek, 4 maja 2010

Życie w społeczeństwie

Jest niemożliwym egzystować w społeczeństwie i jednocześnie być wolnym od niego.
Włodzimierz Iljicz Uljanow


Filozoficzny, zdałoby się, w swej wymowie tytuł posta niech Cię nie zwiedzie. Zamierzam podejść do problemu w czysto prozaiczny sposób i od tak zwanej "dupy strony". Dosłownie wręcz, bo zajmę się tym, co rzeczywiście nazwać by trzeba tyłkiem samej idei społeczeństwa. Myślę o najprostszym poziomie kontaktów międzyludzkich, do jakich zmusza nas życie w wielotysięcznym konglomeracie (miasto). Przeanalizujmy podstawowe odczucia: komfort, swobodę ruchu, doznania estetyczne wzrokowe, dotykowe i zapachowe w prozaicznych sytuacjach.


Przykład pierwszy.
Przykładowa przestrzeń: autobus.
Przykładowy czas: godzina 07:30.

Wyobraźmy sobie następującą sytuację: wsiadasz rano do autobusu z ogólnym zamiarem udania się do pracy/szkoły/sklepu czy gdziekolwiek. Pierwszy zawsze jest przystanek. Długa wizyta na przystanku spowodowana głęboko zakorzenionym z tradycji MPK zwyczajem spóźnienia. Oczywiście, musimy przyjąć że pada albo jest niewyobrażalny upał. Najlepszym przykładem niech będzie wczesne popołudnie przed burzą. Równo dwadzieścia osiem stopni, ciśnienie miażdży rtęć w barometrach, a wilgotność powietrza powoduje korozję śrub w stawie biodrowym tej staruszki, która właśnie wbija Ci łokieć pod żebra, siedząc obok Ciebie na ławce na przystanku. Po jej drugiej stronie ławka jest pusta, ona mimo to wtula się w Ciebie, emanując świętym przekonaniem, że przy takiej pogodzie niezbędna jest Ci dawka Ciepła i smrodu naftaliny. Druga stoi obok, cały czas miażdżąc Ci stopę swoim dwukołowym wózeczkiem na zakupy, którego tonaż porównywalny jest z DMC czołgu T-72. Zapamiętaj ją, bo będzie to robić także w autobusie.
W autobusie natrafisz na ścisk rodem z krajów Trzeciego Świata i w smrodzie spoconych ciał, odurzony gorzkawą wonią kobiecego potu, zawiśniesz jedną ręką uczepiony rurki pod sufitem. Falująca masa ludzka charakteryzująca się podręcznikowo wielką kohezją przelewa się jak wzburzone morze, unoszące pojedyncze boje wznoszące okrzyki: "Skasuj mi pan bilecik!" "Pacz pan na tego!" "Kto cię kultury uczył?"... Po wyjściu z autobusu wiesz dokładnie, co to jest tłuszcza.

Przykład drugi.
Przykładowa przestrzeń: sklep spożywczy samoobsługowy.
Przykładowy czas: godzina 13:00.

Wyszedłeś, cwaniaczku, o pierwszej po południu do sklepu z nadzieją, że wszyscy są w pracy i w szkole i że bez problemu uda Ci się załatwić wszystko, na co masz ochotę. Nie ma tak lekko. Otóż 13:00 to godzina, o której ze swoich zatęchłych mieszkań wychodzą bezczynnie egzystujące emerytki. I to nie są te miłe babcie z reklam płynów do naczyń i klejów do protez. To są wredne, zgorzkniałe grzyby, których ostatnią radością na tym padole łez jest uprzykrzanie życia innym ludziom, czyli w tej chwili głównie Tobie. Biada Ci, jeżeli pragniesz kupić wędlinę. Kolejka ustawiła się już o ósmej rano, by w deszczu plotek i biadoleń na własne stawy, na podobieństwo potwora o stu głowach i trzystu nogach, zagrodzić każdemu dostęp do chłodni. Nie, dziś nie uda Ci się kupić gazety - przy tej i tak skąpo wyposażonej półce z "prasą" odbywa się pełnowymiarowa rekonstrukcja bitwy o Termopile. Nie dane Ci będzie spożyć w dniu dzisiejszym nabiału - wszystkie sery pakowane zostały już obmacane a krojone obwąchane. Jedynie na stoisku z piwem jest w miarę luz... I żeby nie wpadło Ci do głowy kupowanie owoców lub innego zielska. Gdy tylko zbliżysz się do stoiska z owocami, natychmiast zostaniesz namierzony. Naukowo dowiedziono, że w takiej sytuacji emerytka o najmniej wyraźnej wymowie i najbardziej cuchnącym oddechu właśnie Ciebie wybierze, byś pomógł jej obsłużyć "te pierońsko wagie". Kiedy Ty będziesz starał się jakoś utrzymać w ryzach czterdziestokilowy ładunek ziemniaków wepchnięty przez staruszkę do maleńkiej siateczki, ona będzie Ci truć o swojej rodzinie, martwym od czternastu lat mężu, artretyźmie i za długich kolejkach u logopedy.
Wizyta w kasie to już zupełnie inna historia. Najwyraźniej wiele klientek marketów przekonanych jest święcie o prawdziwości zasady: odległość od osoby poprzedzającej wyrażona w milimetrach jest odwrotnie proporcjonalna do szybkości bycia obsłużonym w kasie (czas obsłużenia wyrażony teoretycznie w sekundach, a w praktyce w eonach).

Ludzie, pojmowani nie jako zbiór jednostek, a jako masa, tłuszcza, są wstrętni. Kropka. Jeżeli ktokolwiek uważa inaczej, jest zboczeńcem i najwyraźniej ekscytuje go ocieranie się o starszych ludzi. Jeżeli ktokolwiek uważa inaczej, nigdy nie był w zatłoczonym miejscu. A to w dzisiejszych czasach jest niemal niemożliwe. I znów okazuje się, że Lenin miał rację.

3 komentarze:

  1. No pięknie. Ale jak już ktoś kliknie "chała" to niech przynajmniej napisze mi, dlaczego chała. To będę mógł popracować nad sobą. :P

    OdpowiedzUsuń
  2. No tak, stuprocentowy Europejczyk :D Natura nie zdążyła wyposażyć nas jeszcze w narzędzia do uporania się z ciemnymi stronami diabelskiej skuteczności naszego gatunku. Jest nas dużo, a tam gdzie jest nas dużo, pojawia się naszych jeszcze więcej. A my potrafimy się utożsamić z klanem ilu? Stu może osób. Reszta to obcy, inni, intruzi na mojej ziemi, w moim autobusie linii 159 i w moim Lidlu. Nasz węch szaleje, bo ze wszystkich zmysłów najbliżej mu do podświadomości, a to właśnie w jej zakątkach mieszkają nasze instynkty. Nie zdajemy sobie z tego sprawy, ale to on nam właśnie mówi, że nie znamy tych ludzi. Że to obrzydliwe, bo obce. To wszystko, nasilone przez zakorzenioną w naszej kulturze dychotomię między czystym umysłem i obmierzłym ciałem napawa nas najczystszą odrazą - cóż jest gorszego, niż smród obcego ciała? Co mogę powiedzieć na pocieszenie? Smród obcego ciała jest tylko impulsem mknącym przez nasz układ nerwowy, a zdolność do odczuwania obrzydzenia jest wtórna - a więc możliwa do oduczenia. W teorii. W praktyce, sam nie czułbym się Europejczykiem, lubiąc ścisk i tłumy. Chociaż... pomyśl ile ciekawych twarzy widzisz codziennie. Każda zmarszczka tej babinki, która zaparkowała Ci na stopie ma swoją historię. Wsłuchaj się w nią czasem, może choć na chwilę się uśmiechniesz ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzięki za obszerny komentarz. :)

    Pocieszenie niepotrzebne, ja na serio czasami się uśmiecham. Na przykład ostatnio, w markecie, babka się przede mnie wepchnęła w gigantyczna kolejkę z samymi tylko marchewkami. Odpuściłem, kolejka była cholernie długa, ale babina miała tylko te marchewki. Jak już doszła po piętnastu minutach do kasy okazało się, że nie zważyła sobie tych marchewek. :D Poezja...

    Widzę też, że racjonalizujesz moje obrzydzenie. Miło wiedzieć, że stoi za mną chemia organiczna, że to wszystko to nie jest moje aspołeczne skrzywienie.

    Czytaj dalej i dziel się refleksjami. Nowa notka jutro przed południem. Już mam zresztą temat - dzisiejszy dzień nie obył się bez wkurzeń.

    OdpowiedzUsuń